Strony

czwartek, 29 sierpnia 2013

AC Milan 3 : 0 PSV Eindhoven


Eliminacje do LM, faza Play-Off, mecz rewanżowy
28.08.2013, godz. 20:45 
AC Milan 3:0 PSV Eindhoven
  Boateng 9', 77', Balotelli 55'


czyli...

"Kamień z serca"


Czego oczekiwaliśmy?

     Już od losowania par kwalifikacyjnych ostatniej rundy LM, czyli od 9 sierpnia, wszystko w Mediolanie kręciło się wokół dwumeczu z PSV. Nikt nie ukrywał, że w najbliższych tygodniach najbardziej istotną sprawą będzie awans do fazy grupowej Champions League, a dwa nadchodzące mecze z Holendrami będą może nawet najważniejszymi meczami w tym roku dla rosso-nerich. Po pierwszym spotkaniu na stadionie Phillipsa i remisie 1:1 wiedzieliśmy jedynie tyle, że łatwo nie będzie i należy się spodziewać walki do ostatniego gwizdka na własnym boisku.
     Nijak ma się natomiast porównywanie składu wyjściowego z ostatniego ligowego spotkania przeciwko Hellas Verona ze składem, jaki miał wyjść na rewanż z gośćmi z Eindhoven. Sam we własnej analizie sugerowałem wymianę Nocerino i Emanuelsona oraz konieczność powrotu de Jonga i Boatenga. Jak się okazało - trafiłem ze wszystkimi zmianami. Mało tego, Milan na tym bardzo dobrze wyszedł!
     Co do stylu gry - ciężko było spodziewać się pięknego widowiska. PSV przyjechało strzelić co najmniej jedną bramkę, Milan za to mógł ograniczyć się do uważnej gry w obronie i nastawieniu na kontrataki. Nie można było spodziewać się czego innego, szczególnie po bardzo słabym ostatnim meczu ligowym, i przeciętnym pierwszym spotkaniu w Holandii.
     Aczkolwiek, mecz ten należało traktować jako zwieńczenie starań z rundy wiosennej poprzedniego sezonu, więc i wypadało się pokazać z dobrej strony, tym bardziej, że graliśmy tym razem przed własną, 50-tysięczną widownią.
    


Co zobaczyliśmy?
    
     Pomimo, że my, za sprawą Kevina Prince'a Boatenga wyszliśmy na prowadzenie już w 9 minucie spotkania, to PSV mogło jako pierwsza drużyna wpakować piłkę do bramki przeciwnika. Kilkadziesiąt sekund przed pięknym płaskim uderzeniem przy słupku, po którym padła bramka dla nas, niesamowicie groźnie na bramkę uderzał głową Matavz, ale na wysokości zadania stanął Abbiati. W tym momencie nastąpił efekt odwrotny niż w ostatnim meczu ligowym - Milan po objęciu prowadzenia nie zaczął grać zachowawczo i nie cofnął się, tylko wręcz przeciwnie - ruszył do ataku z jeszcze większym impetem i ochotą. W ciągu kolejnych minut uderzać na bramkę próbowali el Shaarawy, Balotelli, Montolivo i znów el Shaarawy. "Młody faraon", jak zwykło się nazywać tego ostatniego, w 33. minucie blisko był podwyższenia wyniku, lecz piłka po jego strzale odbiła się od poprzeczki, następnie wylądowała na linii bramkowej, aby ostatecznie trafić w ręce bramkarza z Eindhoven, Zoeta (sytuacja na zdjęciu powyżej). Kolejne minuty pierwszej połowy upływały pod znakiem uważnej gry Milanu w defensywie i kontrolowaniu gry w środku pola, z nielicznymi wypadami zawodników PSV pod nasze pole karne. Można więc było mieć nadzieję, że druga połowa wyglądać będzie podobnie.
     Nic bardziej mylnego. Rosso-neri wybiegli na drugą połowę jakby zdekoncentrowani i już na samym początku dopuścili do groźnej centry z lewej strony boiska, po której skiksował powracający po bardzo długiej przerwie de Sciglio. Od utraty bramki uratował nas kolejny raz świetnie dysponowany Cristian Abbiati. Zdaje się, że sytuacja ta nieco "obudziła" naszych zawodników i powoli zaczynaliśmy wracać do stylu gry z pierwszej połowy. W 53. minucie el Shaarawy uważnie wyczekał błąd obrońców PSV i dopadł do piłki zagrywanej do holenderskiego bramkarza, stając z nim "oko w oko". Niestety, sprytny, aczkolwiek nieco szczęśliwy strzał pod nogami wyskakującego bramkarza, minimalnie minął słupek, a na twarzy "Il faraone" zagościł grymas niezadowolenia, a nawet i rozgoryczenia, co udowodnił mocno wykopując odbitą od band reklamowych piłkę w trybuny (za co, o dziwo, nie otrzymał żółtej kartki).
     Co nie udało się el Shaarawy'emu, 2 minuty później udało się Balotellemu. Po dośrodkowaniu piłki z rzutu rożnego, piłkę głową przedłużył Mexes, a nogę dostawił w odpowiednim miejscu "Super Mario". Bramkarz gości był bez szans, a drugi gol dla Milanu oznaczał, że w tym dwumeczu na pewno nie zobaczymy już dogrywki. Mediolanczycy szli za ciosem i starali się przejąć inicjatywę, choć wydawać by się mogło, że to PSV nie ma teraz nic do stracenia i rzuci się do rozpaczliwych ataków. Milan grał inteligentnie, a ekipę z Eindhoven jedynie od czasu do czasu stać było na pojedyncze i niegroźne strzały w stronę naszej bramki. 
     Grających bez pomysłu zawodników trener Phillip Cocu zmotywować próbował przeprowadzając w ciągu trzynastu minut wszystkie możliwe zmiany. Za Ji-Sung Parka, Mahera i Matavza wpuścił na plac gry Jozefzoona, Toivonena i Locadię. Jednak zmiany te nie miały żadnego odzwierciedlenia w obrazie gry przyjezdnych, a jedynie pogorszyły sytuację. W 77. minucie "Boa" przypieczętował awans Milanu do fazy grupowej Ligi Mistrzów. To podcięło skrzydła Holendrom całkowicie, którzy nawet szczególnie już nie próbowali zagrozić bramce gospodarzy. W dokładnie 93. minucie sędzia spotkania, pan Clattenburg z Anglii, zagwizdał po raz ostatni i obwieścił tym samym, że wkraczamy w bramy raju, o których otwarcie walczyliśmy od 6. stycznia, czyli od początku rundy wiosennej w poprzednim sezonie Serie A. 


Czego można się spodziewać?
    
     Mamy więc za sobą najbardziej wyczekiwany mecz ostatniego okresu. Pokazał on poniekąd, w jakim miejscu należy uplasować AC Milan wśród europejskiej elity. PSV Eindhoven to przecież całkiem solidna drużyna, młoda i rozwojowa, potrafiąca zawsze sprawiać niespodzianki i dzielnie walczyć o każdy punkt. O ile ambicji i woli walki wystarczyło im w pierwszym meczu, o tyle na San Siro faworyt mógł być tylko jeden. Wszyscy kibice rosso-nerich liczyli na awans, a piłkarze ich nie zawiedli. Można więc odetchnąć z ulgą i już dziś o godzinie 17.45 wyczekiwać rezultatów losowania grup Ligi Mistrzów. A następnie skupić się na Serie A, aby nie narobić sobie podobnych kłopotów, jak to miało miejsce rok temu.
     Nie od dziś mówi się, że AC Milan to drużyna stworzona dla uczestniczenia w Champions League. Gramy tam piłkę o wiele ładniejszą niż w rodzimej lidze. Stąd też nie bardzo wiadomo, czego można oczekiwać po następnym występie. Już 1. września gramy u siebie z Cagliari i jestem pewien, że Massimiliano Allegri, który nie stronił po meczu z PSV nawet od żartów na temat własnej dymisji, będzie chciał zatrzeć niemiłe wrażenie po nieudanej inauguracji włoskiej ligi. Wydaje mi się, że powinien wystawić najsilniejszy skład, czyli bardzo podobny do tego, który widzieliśmy w rewanżu z PSV. Niewykluczone, że Max będzie dawał w lidze częściej szanse takim zawodnikom, jak Nocerino, Poli, Robinho, Constant, Niang czy Emanuelson, co jest zrozumiałe, bo od czasu do czasu skład trzeba "przewietrzyć", a niektórym grajkom dać odetchnąć. Ale trzeba mieć na uwadze przede wszystkim rezultat i nie można dawać szans bądź oszczędzać zawodników kosztem wyników. Bo ewentualne zaległości w Serie A może być bardzo ciężko później nadrobić, o czym przekonywaliśmy się już nie jeden raz...
     Morał z tego taki, że możemy spać spokojniej i być zadowoleni, aczkolwiek nie możemy być hurraoptymistami. W żadnych rozgrywkach, w których występujemy, nie jesteśmy faworytami i wszystko co wywalczymy, zrobimy to jedynie mozolną pracą, trudem treningów i zmysłem trenerskim naszego szkoleniowca. Innej opcji nie ma.

A wierzę, że wywalczymy jak najwięcej!

Forza Milan!


Tomek M.





 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz