Strony

sobota, 24 sierpnia 2013

Hellas Verona 2 : 1 AC Milan



Serie A, 1. kolejka
24.08.2013, godz. 18:00 
Hellas Verona 2 : 1 AC Milan
Toni 30', 53' - Poli 14'

czyli...

"A na początku był chaos..."



Czego oczekiwaliśmy?

     Założenie było proste. Jesteśmy Milanem. Bez względu na skład, atmosferę, warunki na boisku i poza nim - jesteśmy wielcy, a więc trzeba dobrze rozpocząć.
     Rozsądni kibice i eksperci tonowali jednak nastroje tłumacząc, że "Gialloblu" będą chcieli pokazać się z dobrej strony w pierwszym meczu w Serie A po 11 latach. Wzmocnieni takimi zawodnikami jak Luca Toni, Romulo czy Massimo Donati mieli potencjał, aby nie sprzedać łatwo skóry. Poza tym grali na własnym boisku. To wystarczające powody, aby godnie zaprezentować swój powrót do najwyższej klasy rozgrywkowej w starciu z takim przeciwnikiem jak AC Milan.
      Jednak w naszym obozie było zgoła inaczej. Zewsząd dało się słyszeć stwierdzenia na temat tego, że jesteśmy konkurencyjnym zespołem dla najlepszych drużyn w Serie A. Następnie uwagę skierowano na mecz z PSV Eindhoven i Ligę Mistrzów. Zaraz po pierwszym meczu eliminacyjnym mówiono tylko i wyłącznie o rewanżu i konieczności awansu do fazy grupowej LM. Mam wrażenie, że gdzieś w tym całym tumulcie zapomniano o inauguracji sezonu we Włoszech, który miał się odbyć pomiędzy meczami z Holendrami.
     Na przedmeczowej konferencji prasowej wspominano oczywiście o obowiązkowych trzech punktach, potrzebie dobrego rozpoczęcia rozgrywek, o transferach, kontuzjach i o innych mniej lub bardziej istotnych sprawach. I o Champions League oczywiście. Rozmowa z dziennikarzami na temat rywala z Verony zakończyła się natomiast po trzech zdaniach.
    


Co zobaczyliśmy?

     Zasiadając przed monitorem o godzinie 18.00 nie miałem wcale nadziei na piękną grę. Oczekiwałem jedynie dobrego wyniku. Dobrego - czyli kompletu punktów. Początek wskazywał na to, że Milan będzie grał podobną piłkę, jaką grał w przedsezonowych spotkaniach (Audi oraz Guinness Cup oraz Trofeo TIM). Czyli wyraźnie wynikało z tego, że rosso-neri forsować tempa nie zamierzają.
     Generalnie od początku graliśmy na połowie przeciwnika, spokojnie konstruując ataki pozycyjne i próbując się przedostać w pole karne Hellasów. Niecelny strzał el Shaarawy'ego oraz wybronione uderzenie Balotellego zza linii 16 metrów poprzedziło bramkę. Zdobył ją z podania tego drugiego w 14. minucie Andrea Poli dzięki ładnemu, technicznemu strzałowi w długi róg bramkarza. Pozwalało to myśleć, że Milan spokojnie będzie kontynuował swoją cierpliwą grę, konsekwentnie przy tym trzymając piłkę przy własnej nodze i nie dopuszczając do sytuacji pod swoją bramką.
 

     Jeszcze przez kilka minut faktycznie właśnie tak było, jednak milaniści zaczęli zachowywać się coraz bardziej nieodpowiedzialnie i lekceważyć rywala. Przykładem jest Montolivo, który w przeciągu jednej minuty sprokurował dwie groźne sytuacje dla Verony, za co po pierwszej otrzymał żółtą kartkę, a w drugiej z opresji wyratował nas dobrze ustawiony Kevin Constant. Gospodarze "nabrali wiatru w żagle" i pomimo przewagi w posiadaniu piłki graczy Milanu, skrzętnie wykorzystywali wszystkie nadarzające się okazje do kontr. Po jednej z nich w 30. minucie gry wywalczyli rzut rożny i nieoczekiwanie wbili nam bramkę. Ale ciężko, aby było inaczej, skoro w polu karnym niewystarczająco uwagi zwraca się na tak szczwanego lisa, jak Luca Toni. Przed ostatnim gwizdkiem w pierwszej połowie Toni jeszcze raz próbował zaskoczyć Abbiatiego, jednak bez skutku.
     Co nie udało się wcześniej, udało się po gwizdku. Najpierw blisko utraty gola po silnym strzale głową byliśmy w 51 minucie, ale ponownie świetnie interweniował Abbiati. 2 minuty później nie miał jednak już nic do powiedzenia. Trzeba przyznać, że gracze Hellas świetnie grają w powietrzu, co ponownie udowodnił Toni i po raz drugi straciliśmy bramkę.
     Nasza reakcja była nijaka. Ciągle graliśmy bardzo statycznie, dużo podawaliśmy, niestety większość piłek wycofywaliśmy do tyłu, gdyż w strefie ofensywnej brakowało nam pomysłu na grę. Poprzez absencję de Jonga na pozycji cofniętego pomocnika grał Montolivo, który niemal wcale nie brał udziału w akcjach z przodu, a do tego sporo jego zagrań było niedokładnych. Bez żadnego sensu po boisku błąkał się Nocerino, nie wnosił do gry absolutnie nic kreatywnego i zasługiwał na zmianę, zresztą podobnie jak nasz kapitan, już po pierwszej połowie. Biegał sporo Poli, ale nie przekładało się to w żaden sposób na widowisko, gdyż po uzyskaniu prowadzenia Verona mocno cofnęła się do tyłu, z przodu pozostawiając jedynie weterana Toniego, i czyhała na okazje do kontr, których z biegiem czasu nie brakowało. Większość akcji kończyła się tym, że piłkę podawano do "Il faraone", Nianga lub Balotellego, a Ci ją tracili zanim w ogóle pomyśleli, jak rozwinąć dalej akcję. Szczególnie irytujące były akcje "Super Mario", który tracił dosłownie wszystkie piłki w ten sam sposób. Przyjmował piłkę, przewracał się licząc na odgwizdanie faulu, po czym zdziwiony wstawał patrząc jak przeciwnik zabiera piłkę i ucieka.
     Widząc nieporadność w ofensywie trener Allegri w 64. minucie zareagował zmianami: Emanuelson za Nianga i Petagna za el Shaarawy'ego. Szczerze mówiąc, byłem zdziwiony. Przegrywamy, nie mamy w tym momencie nic do stracenia, rywal głównie się broni, a my zdejmujemy dwa ważne ogniwa ataku, wpuszczając Urby'ego, który jest cieniem piłkarza sprzed 2-3 lat i młodego Petagnę, od którego nie mogliśmy oczekiwać kompletnie nic nadzwyczajnego. Wydaje mi się, że Max liczył na swój "trenerski nos" i na to, że zaskoczy wszystkich  świetnym wyczuciem.
     Tak się nie stało. Emanuelson szybko otrzymał kilka piłek, notując tym samym kilka strat i popisując się dośrodkowaniem w trybuny. Następnie znikł gdzieś pośród całą resztą przygaszonych zawodników. Drugiego z wprowadzonych, Petagnę, pamiętam jedynie ze zdziwienia na twarzy, jakie mu się malowało, po faulach, które popełniał na obrońcach gospodarzy w trakcie walki o piłkę w powietrzu.
     Nieznacznie obraz gry uległ zmianie kiedy w 79. minucie na boisko wbiegł Robinho, a na lewą obronę za Constanta przesunięto Emanuelsona. Tchnął on trochę werwy w kolegów na boisku, sporo biegał, otrzymywał piłki, których nie tracił i stwarzał okazje kolegom. Jednak jeden aktywny zawodnik to za mało. "Balo" nadal tracił piłki, Montolivo nadal źle podawał, a Nocerino źle dośrodkowywał. Zawodników Milanu wraz z uciekającym czasem zaczynała ogarniać coraz większa frustracja. Dobitnym przykładem tego był Balotelli, który najpierw wyżył się na chorągiewce przy rzucie rożnym, a następnie na panu Calvarese, sędziującym to spotkanie, wymachując we wszystkie strony rękami i krzycząc mu w twarz za niepodyktowanie karnego po jednym ze starć z obrońcą z Verony. 


     Czas płynął - Milan uderzał głową w mur. Mur stał nietknięty, a milanistów co najwyżej zabolała głowa. Szczególnie po końcowym gwizdku sędziego. Sam Balotelli nie mógł uwierzyć w porażkę i na dobrych kilkadziesiąt sekund usiadł sobie na murawie w polu karnym przeciwnika, jakby protestując przeciwko zakończeniu spotkania. Jednak koledzy postanowili szybko o tym zapomnieć i zabrali się do szatni, zostawiając Mario samego, patrzącego na świętujących z kibicami zawodników gospodarzy. W końcu i sam "Balo" pomaszerował pod prysznic. Mam nadzieję, że zimny...


 Czego można się spodziewać?

     Delikatnie mówiąc - Milan zagrał słabo. Miał być stosunkowo łatwy mecz, a wyszło rozczarowanie. Spodziewać się na pewno należy zmian w składzie. Musi powrócić de Jong, który po powrocie po kontuzji wydaje się być jeszcze silniejszym i aktywniejszym piłkarzem niż wcześniej. Wyleczyć także trzeba jak najprędzej narzekającego na kolano Boatenga, którego brak dzisiaj był aż nadto zauważalny. Brakowało takich właśnie "walczaków" jak oni.
     Wydaje mi się również, że na więcej szans gry w podstawowym składzie zasługuje Robinho, który każdą akcję ciągnie do przodu i jest bardzo aktywny, oraz Poli, w którym widzę nieoszlifowany diamencik. Jest on dla mnie mieszanką dobrego dogrania i przeglądu pola jakim dysponował Pirlo i niekonwencjonalnych zagrań, z których w Milanie słynął Kaka. Porównanie na pewno lekko na wyrost, ale osobiście bardzo będę dopingował tego chłopaka.
     Osobiście natomiast coraz bardziej zastanawiam się nad sensem bytu w zespole takich zawodników jak Nocerino i Emanuelson. Antonio względnie udany w Milanie miał swój pierwszy sezon, czyli 2011/2012. Po jego zakończeniu gra przeciętną piłkę, nie śmiem podważać jego kompetencji w Mediolanie, ale wydaje mi się, że pora znaleźć w jego miejsce kogoś bardziej kreatywnego i użytecznego. Co do Urby'ego - pozwolę sobie na taką metaforę: to tak jakbyśmy kupili markowy ciuch, ale z drugiej ręki. Niby jest ok, jednak wszystko co najlepsze wycisnął z niego jego poprzedni właściciel. My trochę w nim pochodziliśmy, potem próbowaliśmy go porządnie wyprać (czyt. wypożyczenie do Fulham), mamy go z powrotem, ale okazuje się, że jego jakość wcale nie uległa poprawie. Morał niech każdy wyciągnie sobie sam...
     Ogólnie bardzo liczę na to, że piłkarze niepowodzenie w meczu z Hellas Verona będą tłumaczyć odpuszczeniem spotkania na rzecz zachowania sił na rewanżowy mecz z PSV. Bo to w tym momencie jedyne sensowne wytłumaczenie pod względem strategicznym. W innym wypadku poważnie ucierpieć może morale drużyny. Awansujmy do fazy grupowej LM, a wszyscy zapomną o falstarcie w Serie A.
     No, chyba że zanotujemy taką rundę jesienną jak w poprzednim sezonie... Oby nie.

Tak czy inaczej - Io Tifo Milan E Ne Sono Fiero!

Forza Rosso-Neri!
Tomek M.
   
 


1 komentarz: